Zabranie
głosu w sprawie słynnego na całą Europę „banu” testowania kosmetyków na
zwierzętach, było dla mnie bardzo istotne. Od 11 marca 2013r., zasypała media
fala informacji reklam The Body Shop (marka należąca do koncernu L’Oreal,
testującego na zwierzętach, należąca do jeszcze większego koncernu Nestlé,
który zasłynął ze swoich kontrowersyjnych ruchów marketingowych – czyt. BojkotNestlé),
który chwalił się wszem i wobec jak to w zasadzie on sam z jakąś tam pomocą
organizacji Cruelty-Free International doprowadził do uwolnienia zwierząt z
klatek laboratoryjnych.
![]() |
Oficjalne złożenie podpisów w ręce Ivette Tarridy. Zgadujcie gdzie jest Publiczna Pralnia :) |
Przyznam
szczerze –plułam ze złości za każdym razem, jak to widziałam. A widziałam
wszędzie, na portalach informacyjnych, na witrynach The Body Shop w galeriach
handlowych, ale przede wszystkim – na blogach.
Publiczna-Pralnia
to nie typowy bloger/blogerka, szczególnie „urodowa”, jednakże, aby dotrzeć do
szerokiego grona odbiorców zainteresowanych produktami kosmetycznymi – projekt
Pralnia wszedł w blogsferę urodową. Dzięki temu faktycznie jesteśmy na bieżąco
z tym, co u blogerek w trawie piszczy, wiemy jaka wcierka do włosów jest
kultowa, a jaka marka kosmetyczna jest już passé. Wiele blogerów zaczęło do nas
również pisać, dowiadywać się na temat wiwisekcji i kibicować Pralni, co nas
ogromnie cieszyło. Byli oczywiście również blogerzy zainteresowane tylko nową
notką, w której prezentowaliśmy ciekawy produkt kosmetyczny firmy, która nie
testuje na zwierzętach – z czego zainteresowane były głównie kosmetykiem, zaś wiwisekcją
się nie interesując bez względu na wszystko – czasem to bolało, ale można było
do tego przywyknąć.
Jednakże
problem rozpoczął się w momencie gdy wiele blogerów, jak w owczym pędzie,
prześcigało się z doniesieniem o banie. Informacje często były bardzo pobieżne,
ograniczało się raczej do stwierdzenia: „hura! Nie ma ŻADNYCH testowanych
kosmetyków na zwierzętach! Dzięki ci, The Body Shop!” – a wtedy to już plułam
żółcią.
Rozumiem
oczywiście fakt, na czym większość blogów polega – na szybkim udostępnianiu
łatwo przyswajalnej informacji. Przez co mamy sporo miejsca na to, że
rozprzestrzeniamy informację po prostu błędną, ale to Internet – mało kto tym
się przejmuje, chłoniemy tak wiele informacji, na ile pozwalamy sobie
pochłonąć, więc większość osób po prostu ucieszyła się (chyba) na tę wiadomość
i przeszła do porządku dziennego.

A
przede wszystkim – za tym wszystkim nie stoi The Body Shop. I jest to dla mnie
trudny temat, ponieważ kampania reklamowa The Body Shop to istota ich
współpracy z brytyjską organizacją BUAV i stworzenia wspólnie Cruelty-Free
International. Dlaczego jest to dla mnie temat ciężki? Gdyż Pralnia, jak część
z Was wie, uczestniczyła w październikowym spotkaniu ECEAE w imieniu fundacji
Viva!, która jest członkiem ECEAE(European Coalition to End Animal
Experiments). Spotkanie odbyło się w Brukseli, gdzie doszło również do spotkań z europosłami w Parlamencie Europejskim. "Po godzinach" zaś, między członkami dochodziło do dyskusji w temacie kontrowersyjnej kwestii
The Body Shop, gdzie część członków opowiadała się przeciwko tej firmie, część
zaś mówiła o korzyściach płynących z takiej współpracy. Pomijając to, pragnę
przypomnieć z czego wynika data 11 marca 2013r. – nie, nie z tego, że The Body
Shop zatrudnił do kampanii ładną modelkę i zbierał od ludzi dane osobowe w
swoich sklepach do rzekomej petycji. Ta data wynika z Rozporządzenia Parlamentu
Europejskiego i Rady z dnia 30 listopada 2009 dotyczącego produktów
kosmetycznych. Tam zmieniono deadline wprowadzenia zakazu z 11 marca 2009r. na
11 marca 2013r. Tylko tyle i aż tyle, cała reszta była oczywiście zaś wspierana
przez ECEAE i wskazywaniu metod alternatywnych, które w tym okresie
przejściowym miałyby całkowicie zastąpić testowanie. Przez ten okres organizacje pro-zwierzęce w Europie musiały chronić Rozporządzenie od nacisków na Komisję Europejską, która chciała utrzymać w drodze wyjątku trzy rodzaje badań, dla których rzekomo brakowało alternatyw. Stąd też odwaliliśmy wszyscy kawał dobrej roboty. Koalicja, która zrzesza
europejskie organizacje pro-zwierzęce, jest świetną inicjatywą, szkoda tylko,
że w to wszystko zamieszano sporą porcję polityki. Przez co temat ważny, bo
zakaz jest niepodważalnym sukcesem jeśli idzie o poprawienie losu zwierząt,
został stłamszony przez autoerotyzm i narcyzm firmy robiącej masła do ciała.
Dla mnie to spore trywializowanie, na które ważne, międzynarodowe organizacje
przyzwoliły i co Publiczna Pralnia pozwoliła sobie skomentować.
Jakie jest Wasze zdanie o banie oraz o tym w jaki sposób
został on podany do wiadomości publicznej?