Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zoo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zoo. Pokaż wszystkie posty

12 lutego 2014

Duńskie ZOO - co się stało?

                Pewnie większość z Was słyszała już o wydarzeniach w kopenhaskim ZOO. Żyrafa imieniem Marius miała 18 miesięcy, uznano ją za genetycznie niepotrzebną. Mimo protestów i prób wykupienia zwierzęcia, dyrekcja ZOO postanowiła zastrzelić żyrafę, jej ciało zaś przeznaczyć na pokarm, materiał badawczy oraz atrakcję dla dzieci.

30 maja 2012

Kilka przemyśleń na temat Ogrodów Zoologicznych


                Przyznać muszę, że do Zoo zawsze uczucia moje były bardzo ambiwalentne. Z jednej strony przytakiwałam na fakt, że kraty, że zwierzęta żyją w klatkach, że ogólnie jest to smutne i zwierzęta powinny żyć na wolności. Z drugiej strony – fakt, że ten blog istnieje jest jednym z wielu argumentów za tym, że jestem odpowiednikiem Elmirki z Looney Tunes i nie przepuszczę okazji, by zobaczyć, albo, oh, wygłaskać i przytulić zwiezacka. Staram się tylko nie być przy tym drastyczna ;)

                Stąd po prostu nie bojkotowałam nigdy Zoo. Co więcej, lubiłam czasem je odwiedzić, bo nie oszukujmy się, jest to okazja do zobaczenia wielu zwierząt, które niestety niedługo mogą już wyginąć. Jest to właśnie jeden z plusów Zoo, że trafiają tam zagrożone gatunki, które można rozpłodzić, bądź chore zwierzęta, które można wyleczyć. Poza tym też trafiają tam zwierzęta, które nie są zagrożone wyginięciem i z pewnością lepiej byłoby im na wolności niż zostawione na pastwę bandy człowieków.

                No właśnie, CZŁOWIEKI. To głównie oni zainspirowali mnie do tego tekstu. Ostatnia niedziela w Polsce była dniem ustawowo wolnym od pracy. Stąd w wielkich miastach życie zaburzyło totalnie swój rytm, kiedy to weekend oznacza Centrum Handlowe. Załoga Publicznej Pralni za to chciała jakoś uczcić zdane wszelkie zaliczenia, część już zdane egzaminy i szykującą się obronę, druga część jeszcze nadchodzącą sesję, piękną pogodę… stąd pomysł, aby odwiedzić Zoo. Pomysł był na tyle oryginalny, że pomyślało tak zarówno pół Wrocławia, okolicznych wsi i sąsiadujących województw…
                I właśnie ten tłum ludzi + wizja Wrocławskiego Zoo, sprawiła, że doznałam lekkiej traumy, którą chciałabym z siebie wyrzucić, ale nie mam pojęcia od czego zacząć. Może od początku:

                Jak wszystko w Polsce, również Ogród Zoologiczny jest w przebudowie, więc rozpoczęcie zwiedzania było trochę problematyczne. Gdy dotarliśmy do pierwszej klatki z małpami – oczom naszym ukazała się mało bystra niewiasta, która usilnie próbowała nakarmić małpkę słonym paluszkiem. Gdy oczami wyobraźni już chciałam jej wydrapać oczy, to problem rozwiązał się w sam, gdyż niewiasta była na tyle mało bystra, że nie potrafiła zbytnio sprawić, by małpka tego paluszka chwyciła przez kraty. Ale może krótki wykład na temat tego, dlaczego NIE MOŻNA KARMIĆ ZWIERZĄT W ZOO. Nie, nie dlatego, bo im żałujemy, nie dlatego, bo chcemy by zginęły w głodowych męczarniach. Ale dlatego, że żadna małpka w swoim naturalnym środowisku nie chodzi do kiosku po paluszki. Zwierzęta w Zoo często są chore, mają specjalne diety, skonstruowany w specyficzny sposób układ pokarmowy i tego typu fast-foody mogą je najzwyczajniej w świecie zabić. Pomijam wykład, że powolnie zabijają ludzi, mamy własną wolę, sami decydujemy, jakie śmieci jemy. Ale błagam, zostawmy zwierzęta w spokoju. Możemy iść do obsługi i zaproponować wsparcie finansowe czy kupno jedzenia odpowiedniego, czy dać obsłudze worek jabłek czy winogron, może załapiemy się wówczas na karmienie. Ale chipsy zostawmy w spokoju.

                Może problem byłby mniejszy, gdyby nie to, że wszelkie gastronomie na terenie Wrocławskiego Zoo, to ogromna porażka. Pomijam fakt, że serwuje się tam tylko: golonkę, kaszankę, kiełbasę, z dań „zdrowszych” zaproponują Ci zapiekankę i frytki. I absolutnie nic poza tym. Piękny widok niemowlaków, które zajadają się w Zoo frytkami. Lody wszystkie sprzedawane są (po nieźle zawyżonych cenach, ale business is business) z koncernu Unilever, który oczywiście jest potentatem testowania na zwierzętach. Napoje, jakie możemy zakupić w większości są „by Coca-Cola”, cudem znalazłam Cisowiankę(nietestowana na zwierzętach). I właśnie ta Cisowianka była jedynym moim pożywieniem na terenie Ogrodu, burczało mi w brzuchu, kiedy to trafiłam na porę kamienia szympansów, które zajadały się jabłkami i winogronami.

                Kolejnym absurdem był właśnie pawilon z małpkami i leniwcem. Na drzwiach mamy pełno ostrzeżeń, że kilka zwierząt jest w pawilonie „luzem”, żeby zamykać drzwi, aby nie uciekły i nie wnosić jedzenie oraz picia. Kiedy wejdziemy zaś do pawilonu, to przed kolejnymi drzwiami ustawiony jest… automat ze słodyczami i napojami! A wewnątrz kolejni inteligentni rodzice z dziećmi, którzy to dali malutkiej małpce soczek z rurką. Podskakując nad nią w ekstazie, że wzięła rurkę do buzi! Tak, macie rację, Pralnia wkroczyła do akcji, ostentacyjnie zabierając soczek i wychodząc do automatu, przy którym był kosz na śmieci. Kiepskie zdjęcie z telefonu poniżej przedstawia merytoryczną część Pralni, dumną ze swojej samozwańczej akcji ratunkowej pt. „Zgładź soczek i postaraj się nie zabić wzrokiem ludzi – musisz zdać sesję zamiast iść do więzienia”. Małpki nie doceniły ów starań, no ale chociaż Część Techniczna Pralni cyknęła fotę Części Merytorycznej Pralni i teraz możecie podziwiać jej prześwietloną łysinę.

                Nie wiem, czy powinnam tak mnożyć te małe, aczkolwiek liczne przykłady zniesmaczenia, którego doznałam tej pięknej niedzieli. Wypad ten bowiem nadawałby się na udokumentowanie i przeanalizowanie przez biegłych psychiatrów, nie przeze mnie. Spokojnie przyjmowałam kolejne oznaki tego, że w Polsce zamyka się szpitale i szkoły, aby budować stadiony, widząc chodzące przykłady „Adrianów*, którzy cieszyli się jak dzieci widząc czerwone, pawianie pośladki, narządy rodne słonia czy kopulującą szarańczę. Również nie zabrakło „Oksan*, które miały równie bogaty zasób słownictwa. Przy czym wiele z nich podziwiałam za buty na 10cm szpilkach, gdyż Pralnia umierała w swoich płaskich, szmacianych bucikach. Najbardziej dokuczliwym gatunkiem jednak było potomstwo zrodzone z Adriana i Oksany. Dzieci, które krzyczały w niebogłosy przy wrażliwych żyrafach, antylopach czy sarnach. Wkładały palce do oczu osłom, kucykom czy kozom. Pukały w każdą napotkaną szybę z jakimkolwiek zwierzęciem. Marzyłam o tym, by powtórzyła się kultowa scena z Harry’ego Pottera…
(zaczyna się ok.: 01:02)
                Apogeum mojego zdumienia odczułam w kolejnym punkcie gastronomicznym, gdzie znowu rozpaczliwie szukałam jedzenia (bez skutku). Za to moje oczy ujrzały kilkoro ludzi w średnim wieku, którzy zakupili smażone kiełbasy, a spod stołu wyciągnęli kieliszki oraz wódkę. Brakło mi słów.

                Był to niewątpliwie miły dzień, słoneczny, mogłam zobaczyć wiele zwierząt, totalnie zafascynowały mnie kruki (cudowne, chociaż uwięzione w niewielkiej wolierze), oczarowały nowonarodzone źrebaki, małe kozy i owieczki, którym pomagałam wydostać z paśników siano. Koczkodan o niesamowitych, mądrych, ale smutnych oczach. Ale uciekłyśmy stamtąd stosunkowo szybko, po jakiś 2 godzinach, spiesząc się na tramwaj i lecąc na przepyszną, wegańską pizzę do Złego Mięsa.

                Muszę przyznać, że uznaję Wrocławskie Zoo, szczególnie w dzień świąteczny, za ewenement. Bo to nie tak, że zarzucam im niewegańskie jedzenie w miejscu publicznym czy zarzut, że Polacy są narodem idiotów. To nie tak. O niebo lepiej wspominam pobyt w Zoo w Pradze. Bez problemu udało mi się zjeść duży obiad, wybór posiłków był spory, nie sam fast-food. Po Ogrodzie kręciło się również mnóstwo obsługi, która obserwowała ludzi. Od razu interweniowano, gdy ktoś chciał zwierzęta karmić. Również nie można ich było typowo „męczyć”, głośniej mówić, krzyczeć, a także robić zdjęć z lampą. Nie brakowało również ostrzegawczych tabliczek.

Zoo oczywiście jest instytucją, która musi zarabiać, ale czuć tam było, że zwierzęta są bardzo ważne i to ludzie są dla zwierząt i trzeba je traktować z szacunkiem. Było mnóstwo miejsc, w których sprzedawano rzeczy i pamiątki na jakiś cel, przykładowo całe stanowisko dla goryli. We Wrocławiu odpustowych zabawek nie brakowało, szkoda tylko, że zwierzęta z tego nic nie będą miały, chyba, że operację żołądka, gdy jakieś dziecko wrzuci plastikowego dinozaura za ogrodzenie.

Podsumowując – raczej nieprędko wrócę do Wrocławskiego Zoo. Zdecydowanie jestem zwolenniczką rezerwatów. Zoo niestety sprawia, że zarówno jest mi przykro z powodu uwięzionych zwierząt, jak i z powodu braku inteligencji ludzi. Na zakończenie mam dla Was sielskie-anielskie praskich żółwi, aby poprawiło Wam nieco nastrój.



Dajcie znać jakie jest Wasze zdanie na temat Zoo? Jakie są wasze przemyślenia? Czy reagujecie, kiedy widzicie ludzi, którzy nie potrafią się zachować w takich miejscach? Dajcie znać!

*Adrian i Oksana to metafora typów ludzi zaczerpnięta z teledysku i filmiku. Szczególnie polecam teledysk, gdyż Oksanę to już raczej każdy zna, a Adriana niekoniecznie.

A w ogóle dzięki, że jest Was już tyle! I za klikanie w reklamy, trwa autoryzacja konta przez Google, jak się skończy, na FB wkleję screen ile udało się już Wam wyklikać pieniędzy na zwierzaki!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...